sobota, 23 maja 2015

Life's a beach. Czyli wyprawa na Majorkę. Cz. I

W tym roku, po raz pierwszy spędziłam święta za granicą. Na koniec maja wybrałam się na Majorkę, gdzie spędziłam Wielkanoc :) Nie ma co ukrywać, że bilety lotnicze z Portugalii do Polski są drogie, zwłaszcza w okresie świątecznym. Za to cena 19,99€ za lot w jedną stronę z Porto do Palma de Mallorca, była bardzo kusząca. Do ojczyzny poleciałam więc kilka dni po powrocie z tej hiszpańskiej wyspy, a same święta spędziłam w sporej grupie znajomych, w głównej mierze beztrosko relaksując się na plaży.
Na Majorkę polecieliśmy z Porto w grupie sześciu osób, składającej się na samych Polaków + jeden Kanadyjczyk. Na miejscu czekały już na nas dwie znajome, również Polki, przebywające na swoim Erasmusie w Hiszpanii. Za to dzień po moim lądowaniu, doleciał do mnie... mój brat Kacper! :) Jako, że nasi oboje rodzice byli w tym czasie w sanatorium, myślę, że dobrym pomysłem było to, aby przyleciał do mnie z Polski.
Muszę przyznać, że Majorka jest iście wakacyjnym rajem, a tydzień spędzony tam był prawdziwą przyjemnością. Turkusowy kolor morza jest uzależniający, a natura wprawia w zachwyt. Wielkanoc na Majorce jest jednocześnie początkiem sezonu letniego, więc na samej wyspie nie było jeszcze sporej ilości turystów, a wieczorami ulice były wręcz... puste. Za to mogę sobie jedynie wyobrazić co dzieje się tutaj latem. Przypuszczam, że mnóstwo tu szukających rozrywki młodych ludzi, zwłaszcza Niemców. To bardzo dziwne, ale na Majorce mogłam poćwiczyć swój... niemiecki. Ta wyspa jest tak bardzo nastawiona na turystów z tego kraju, że gdybym co jakiś czas nie widziała na swojej drodze hiszpańskiej flagi, byłabym przekonana, że Majorka to jakaś niemiecka kolonia. Co chwile zagadywał nas ktoś po niemiecku, namawiając na wieczorną imprezę. Sprzedaje się tu ubrania z niemieckimi napisami, a menu restauracji oraz szyldy, również są zapisane w języku niemieckim... W sumie to była jedyna rzecz, która mnie w Palma de Mallorca denerwowała.

Zapraszam Was na moją małą fotograficzną relację z tej wyprawy. W planach do opublikowania mam łącznie 3 wpisy, plus dodatkowy, zawierający relację wideo! :) Dzisiaj mam dla Was pierwszy z nich!

TRANSLATE

środa, 20 maja 2015

Miramar beach

Można powiedzieć, że w Portugalii lato trwa już w pełni. Z szafy wyciągnęłam już letnie ubrania, a kurtkę zakładam jedynie w nocy. W ciągu dnia, jeśli akurat mam wolne, chodzimy na plażę na Matosinhos, spacerujemy, lub pijemy wino na zewnątrz (w Portugalii picie alkoholu w miejscach publicznych jest dozwolone). Kilka dni temu, wraz z moją koleżanką postanowiłyśmy wybrać się jednak do Miramar. Jest to niewielka miejscowość oddalona jedynie 10 km od centrum Porto. Słynie ona z atrakcyjnej, piaszczystej plaży, na której znajduje się m.in. niesamowicie urokliwa kapliczka. Została ona zbudowana na skale, tuż nad brzegiem oceanu. Jestem pewna, że niejedna zakochana para brała w tym miejscu ślub.

Jeżeli czytacie tego bloga, to wiecie, że ostatnio miałam wybrać się na Azory. Ze względu na fatalne warunki pogodowe nad Portugalią, nasz lot został przeniesiony na kolejny dzień. Postanowiłyśmy jednak z koleżanką zrezygnować z tej podróży, ze względu na przymusowe skrócenie naszego pobytu i równie kiepską pogodę na Azorach. Miałyśmy w planach kupienie nowych biletów, ale jak to się czasem w życiu okazuje... życie zmusiło nas do wydania pieniędzy na inne cele. Jednak zamiast Azorów, na początku czerwca wybieram się ze znajomym na samo południe Portugalii - do Lagos! Azory na mnie poczekają, a rejon Algarve jest również niesamowicie piękny, a sama opcja wyjazdu o wiele tańsza.
Kupiłam również ostatnio bilety powrotne do Polski, więc mogę już oficjalnie poinformować, że wracam do ojczyzny na stałe 17 lipca! Szczerze? Już nie mogę się doczekać ;)

TRANSLATE

wtorek, 5 maja 2015

Instagram mix: marzec - kwiecień '15

Co dwa miesiące przygotowuję na blogu przegląd moich zdjęć, które publikuję na moim Instagramie. Nie mogło go oczywiście zabraknąć i tym razem. 
Muszę przyznać, że w marcu i kwietniu działo się u mnie wyjątkowo dużo. Praktycznie nieustannie podróżowałam i w samym tylko kwietniu byłam w pięciu krajach i pięć razy leciałam samolotem. Wielkanoc spędziłam za to na Majorce, gdzie miałam przyjemność w końcu zobaczyć mojego młodszego brata i sama kilka dni później poleciałam do Polski w kilkudniowe odwiedziny. Zawsze miło być w domu, nawet na krótko!
Zawsze chciałam sporo podróżować i jestem szczęśliwa że na tą chwilę mam ku temu warunki, ale nie wiedziałam, że może to być aż tak wykańczające! W maju spędzę o wiele więcej czasu w Porto, odpocznę trochę i nadrobię zaległości, których mam już całą masę. Nie będę jednak marudzić z tego powodu :)))
Obserwujcie mnie na moim Instagramie na bieżąco!

Photobucket
TRANSLATE
1. Selfie przed imprezą! 2-4. Tavira / rejon Algarve / Portugalia.

niedziela, 3 maja 2015

Erasmus National Meeting. The movie.

Przed Wami obiecany film, który wykonałam w Tavirze podczas Erasmus National Meeting, o którym opowiadałam Wam w moim poprzednim wpisie. Jak możecie zauważyć po obejrzeniu nagrania, ten wyjazd był totalnie szalony, a nie uwieczniłam w nim nawet wszystkich, najbardziej zakręconych momentów.

Filmików i nagrań z innych miejsc mam całe mnóstwo, ale przez liczne podróże trochę ciężko wygospodarować mi czas na ich montaż, dlatego dobrze się składa, bo w maju będę aż 3 tygodnie w Porto i mam nadzieję, że uda mi się stworzyć kolejny film :) Póki co, zapraszam Was również do obserwowania mnie na moich innych kontach! :) Ja jutro po południu lecę na Azory!

Do zobaczenia! :)

PhotobucketPhotobucketPhotobucket

          

piątek, 1 maja 2015

Erasmus National Meeting. Tavira 2015

W minionym tygodniu, tuż po powrocie z Polski, wybrałam się na południe Portugalii, w rejon Algarve. Spędziłam w miejscowości Tavira cztery niezapomniane dni, a powodem, dla którego się tam udałam, był najgorętszy wyjazd roku, czyli Erasmus National Meeting! Było to spotkanie blisko 900 Erasmusów, którzy przebywają na swoim stypendium zagranicznym w całej Portugalii. 
Portugalia jest bardzo popularnym kierunkiem na Erasmusa, zwłaszcza wśród Hiszpanów, Polaków, Włochów, Turków i Brazylijczyków, którzy tworzą tu naprawdę spore grupy. Do samego Porto przybywa w ciągu roku ponad 2 tys. Erasmusów. Nie da się też ukryć, że w dobie kryzysu, zwłaszcza w Portugalii, który jest tu bardzo widoczny, studenci przybywający z obcych krajów to prawdziwa manna z nieba. Jest tu nas naprawdę mnóstwo, co chwile organizuje się dla nas niezliczone imprezy, atrakcje i wyjazdy, a co za tym idzie, wiele osób na nas sporo zarabia.
Mimo iż nie chciałam i nadal nie chcę mieszkać w Portugalii na stałe, uważam że jest to świetny kierunek na Erasmusa (zwłaszcza w semestrze letnim). Studia są tu kompletnie pokręcone, ale pogoda i krajobrazy są naprawdę piękne, a kraj sam w sobie jest świetną i tanią bazą wylotową do wielu miejsc na południu Europy jak i północ Afryki. Jestem tu już nieco ponad 7 miesięcy i mimo iż chcę wrócić do Polski, na pewno ciężko będzie mi stąd wyjechać. Nie ma co ukrywać, że w Porto zbudowałam swój własny mały świat, mam sporą liczbę niesamowitych znajomych z całego świata, chłopaka, oraz z powodzeniem spełniam swoje marzenia podróżnicze. Szkoda będzie mi wracać, ale tak to już bywa, że nie można być w kilku miejscach jednocześnie. 
W najbliższy poniedziałek lecę na... Azory! Póki co zapraszam Was na moją relację z totalnie szalonego Erasmus National Meeting. Dzisiaj mam dla Was zdjęcia, a w weekend umieszczę tu moją filmową, szaloną relację! ;)

TRANSLATE